Przedmiotem sporu nie jest liczba ofiar ani okoliczności morderstw. Rosjanie, również sporadycznie Polacy, po zdobyciu miejscowości mordowali, gwałcili, dopuszczali się najgorszych zbrodni, to wszyscy wiemy i nikt o zdrowych zmysłach nie próbuje tego negować. Mam w swojej biblioteczce wiele pozycji o wypędzeniu i gwałtach pisanych przez wypędzonych dla wypędzonych, pisanych w czasie, kiedy jeszcze wierzyli, ze wrócą do swoich domów. Wszystko odbywało się według tego samego schematu. Rosyjskie czołgi przeleciały przez miejscowość, a nadciągająca piechota mordowała, rabowała i gwałciła. Tak sadystycznych historii jak opowieść Eleonory Geier nigdzie jednak nie znalazłem. Ale to również nie jest najistotniejsze w tym sporze.Łukasz wrote:Wydaje się że taka historia mogła mieć miejsce tylko jak to często bywa została znacznie zniekształcona i przerysowana i był obóz np. 20 kobiet a nie 2000 i nie nad Wielimiem ale gdzieś indziej.
Rozstrzelali może parę kobiet osób i tyle.
O wiele ważniejszy jest, o czym napisał już wyżej robot, obowiązek sprawdzania wiarygodności źródeł, z których się korzysta. Wymagamy tego od siebie na amatorskim forum, to tym bardziej mamy prawo wymagać tego od kogoś, kto zawodowo zajmuje się historia, jako dyrektor muzeum jest zobligowany do sprawdzania nie tylko źródeł, ale również szukania prawdy. Tymczasem pan Dudz powołał się na stronę internetowa, której pewnie nawet nie otwierał, a już na pewno nie czytał, bo każdy kto zada sobie ten trud bardzo szybko się zorientuje, ze pisali to ludzie mający prawdę w pogardzie. Zamiast sprostowania pan Dudz mydli oczy podając przykłady barbarzyństwa zdobywców. Co ciekawe, cytując zdarzenia nawet w odległej Brandenburgii, jakby nie było publikacji dotyczących naszych terenów. Pomimo niezgodności czasu, miejsca i okoliczności do końca nie przyznaje się do błędu, jedynie przyznaje, ze "nie wie" czy relacja jest prawdziwa czy zmyślona. Pisze pan Dudz również, ze obowiązkiem historyka jest szukanie prawdy w relacjach świadków. Czy pan Dudz zadał sobie trud dotarcia do tych ludzi? Osoby, z którymi rozmawiałem znają i szanują pana Dyrektora, wielokrotnie były w szczecineckim muzeum, przy odrobinie dobrej woli można do nich bez problemów dotrzeć, ich numery telefonu znajdują się na stronie internetowej Heimat Kreis Neustettin. Same wspomnienia świadków są ponadto napiętnowane doświadczeniem tych ciężkich dni i bez dogłębnego sprawdzenia okoliczności i archiwalii niewiele do sprawy wniosą.
Az strach pomyśleć jak będzie wyglądała szczecinecka monografia jeśli autorzy będą się do niej równie "solidnie" przykładać jak ich zwierzchnik.